Wojciech Jerzy Has - w oczach innych

Wypowiedzi na temat Hasa pozyskane “przy okazji” w czasie wywiadów
Marek Barbasiewicz – wypowiedź z 11.10.2024 (rozmawiał Rafał Dajbor)

Grając w „Sanatorium pod klepsydrą” quasi-anioła – kelnera, debiutując na dużym ekranie, byłem aktorsko i filmowo niemal zupełnym amatorem. A ten – mówię o Wojciechu Hasie – grzmiący na wszystkich w ekipie bezwzględny w wymaganiach reżyser, mnie traktował z umiarem, wręcz delikatnie, co było cholernie wspierające i miłe i myślę, że miało podstawowy wpływ na rezultat. Moje drugie spotkanie z reżyserem Wojciechem Hasem, przy filmie „Niezwykła podróż Baltazara Kobera” okazało się może nie tyle przyjacielskie, bo Has chyba w ogóle nie był skłonny do tego rodzaju relacji wobec ludzi, z którymi pracował, ale pełne zawodowego zaufania. Zdjęcia były bardzo trudne, realizowane pod ziemią w jaskiniach Damica, na podziemnej rzece, która płynie kilkaset metrów pod ziemią, na pograniczu czechosłowacko-węgierskim. Okoliczności przepiękne, ale miałem z tego mało przyjemności, bo byłem bardzo zajęty na scenie Teatru Polskiego w Warszawie. Grałem w kilku sztukach i niemal za każdym razem po zdjęciach wracałem samochodem do Warszawy na spektakl, a po spektaklu – od razu, nocą z powrotem na plan. Była to dla mnie męczarnia i znów reżyser to rozumiał i okazywał. I znów stworzył mi specjalne warunki. Dziś wspominam pana Wojciecha jako kogoś naprawdę niezwykłego. Pamiętam przy tym, że mój kostium archanioła z filmu „Niezwykła podróż Baltazara Kobera” został zawieziony do Paryża, gdzie stał się częścią wystawy w Bubour, poświęconej polskiemu kinu. Niedawno byłem w Łodzi na grobie Hasa (mam w Łodzi dwa groby które odwiedzam – Kazimierza Dejmka i właśnie Hasa). Grób wydał mi się zaniedbany, jakiś zakurzony, bez jednego kwiatka, ze starymi zniczami… Ale może trafiłem na stan tylko przejściowy.

Jan Peszek – wypowiedź z 06.10.2020 (rozmawiał Rafał Dajbor)

Spotkanie z Wojciechem Jerzym Hasem było spotkaniem wyjątkowym pod każdym względem. Rzecz jasna znałem dobrze jego filmy, a gdy otrzymałem propozycję zagrania w „Pismaku”, natychmiast przeczytałem książki Władysława Terleckiego, na podstawie których powstał scenariusz tego filmu. Grałem tam zakonnika Sykstusa, Paulina z Częstochowy, który był mordercą swojej kochanki. Niezwykłe było to, że Has czekał na produkcję tego filmu trzy lata i całe te trzy lata był pewien, że chce tę rolę powierzyć właśnie mnie. A wyłowił mnie z okresu, w którym będąc aktorem Teatru Nowego w Łodzi, nieco nieopatrznie zgodziłem się zagrać coś mniejszego niż epizod w „Wujaszku Wani” w reżyserii Witolda Zatorskiego, przez co dyrektor Dejmek już na stałe przypisał mnie do nieznaczących rólek, albo nie obsadzał. Był to okres mojego milczenia w teatrze, który w dużej części spędzałem w studiu filmowym na Marysinie, studiu studentów wydziałów operatorskiego i reżyserskiego łódzkiej szkoły filmowej, którzy zapraszali mnie do grania w swoich szkolnych etiudach, których w związku z moim brakiem zajętości w teatrze nakręciłem po prostu masę! A te etiudy, jako profesor przyszłych operatorów i reżyserów oceniał profesor Has i w ten sposób mnie sobie wypatrzył. Kiedy otrzymałem od Hasa tę propozycję, byłem przeszczęśliwy, bo Has po prostu wyciągnął mnie z otchłani nie-grania, choć same zdjęcia zbiegły się w czasie już z moim „ukazaniem się na powierzchni”, że tak to nazwę. Na planie u Hasa miałem wrażenie, że najważniejszą osobą jest dla niego aktor – traktowany jako medium, które przenosi na ekran wszystko to, czego na planie chcą operator, oświetleniowiec, dźwiękowiec, a w końcu i sam reżyser. Przyzwyczajony do tego, że do pracy na planie trzeba wstawać bardzo wcześnie, byłem niesłychanie zaskoczony, że na plan do Hasa nie zrywano mnie o piątej rano, tylko byłem proszony na dziewiątą trzydzieści i wchodziłem we w pełni przygotowany plan. Gdy przychodziłem – kamera już jeździła – bo Has uwielbiał długie ujęcia, więc jazda kamery była czymś bardzo ważnym – szwenkier był przygotowany, a ja miałem tylko wejść w przygotowaną scenerię. Po zagraniu sceny Has dawał uwagi – ale nigdy nie publicznie, zawsze na boku, był przy tym bardzo spokojny i delikatny. Mam poczucie, że nigdy już na żadnym planie nie spotkałem się z takim komfortem psychicznym, który towarzyszył mi nawet w scenie, w której musiałem zjeść osiem czy dziewięć kapuśniaków. Była taka scena, w której mój bohater w więziennej celi je kapuśniak, coś tam się nie udawało, trzeba było robić duble, w związku z czym myślałem że pęknę, tyle tego kapuśniaku zjadłem, ale nie miało to znaczenia wobec tej niezwykłej przyjemności pracy z człowiekiem tak pełnym klasy, jak Has. Kilka razy spotkałem się z nim także prywatnie, w Łodzi, na jakichś bibkach organizowanych w prywatnych mieszkaniach i na takich spotkaniach tak samo nigdy nie schodził poniżej pewnego poziomu. Po zdjęciach mówił, że zawsze będzie miał dla mnie propozycje, ale niewiele już potem nakręcił. A ja w jednym z jego późniejszych filmów podkładałem jeszcze głos pod jedną z postaci, ale pamiętam to jak przez mgłę, więc nie chcę o tym opowiadać, żeby nie bredzić.

Gołda Tencer – wypowiedź z 27 lutego 2023, Teatr Żydowski, Warszawa (rozmawiał Rafał Dajbor)

“Sanatorium pod klepsydrą” było moim pierwszym filmem. Zapamiętałam z niego przede wszystkim długie godziny, które spędzaliśmy siedząc, albo leżąc i gadając, podczas gdy ekipa ustawiała plan zdjęciowy. A po tym wszystkim dostałam do podpisania umowę, w której moja rola nazywała się “Żydówka 27”. Przysięgłam sobie wtedy, że nie będę więcej grała ról typu “tłum Żydów”. Koledzy z teatru nieraz jeździli na plany by grać sceny zbiorowe. Ja zawsze odmawiałam. Oczywiście nie zmienia to faktu, że “Sanatorium pod klepsydrą” jest filmem wybitnym i wielkim.

Paweł Unrug – wypowiedź z 8 marca 2023, bar „Przy3Maj”, Warszawa (rozmawiał Rafał Dajbor)

Upłynęło tyle lat, że nie pamiętam już żadnych szczegółów moich zdjęć w filmach Hasa, ale samego Hasa oczywiście pamiętam. My się po prostu prywatnie znaliśmy, bo obaj byliśmy z Krakowa. Zapamiętałem go jako człowieka bardzo sympatycznego. Oraz jako reżysera, który miał dosłownie cały film zapisany na papierze. Scenopisy filmów Hasa to były precyzyjne instrukcje jak krok po kroku, ujęcie po ujęciu, przenieść scenariusz na ekran i nie było od tego odstępstwa. Moim zdaniem Has jest kimś, kogo nie da się porównywać z nikim z naszego reżyserskiego wachlarza. Był jedyny w swoim rodzaju. Po prostu nikt w Polsce nie kręcił filmów tak, jak Has.

(Paweł Unrug zagrał w “Sanatorium pod Klepsydrą”)

 

Wypowiedzi na temat Hasa znalezione w papierowych źródłach

Dorota Kędzierzawska, jedna ze znanych studentek Wojciecha Hasa, która zrealizowała pod m.in. jego opieką pedagogiczną  etiudę fabularną “Jajko” (1982), za którą była nominowana do studenckiego Oskara. W jednym z wywiadów mówiła o tym tak: “Spadło to na nas – na mnie i Wojciecha Jerzego Hasa, mojego profesora – jak grom z jasnego nieba. Byliśmy przerażeni. Pamiętam, jak Has gdzieś na korytarzu powiedział mi: Mam nadzieję, że nie dostaniesz tego Oscara. Bo jak dostaniesz, to będziemy musieli tak jechać. Nie znałam angielskiego, Has też, więc jak tu jechać w ten dziwny nieznany świat, coś mówić, kłaniać się. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że dostaliśmy nominację, która nie zmieniła się w statuetkę. Ale, przyznaję, było to bardzo miłe” (“Magazyn Filmowy SFP” nr 24 / marzec-kwiecień 2013, str. 12-13).
W roku 2008 Dorota Kędzierzawska otrzymała w Świdnicy (na Festiwalu Reżyserii Filmowej) Nagrodę im. Wojciecha Jerzego Hasa za “niezwykłą konsekwencję w budowaniu nastroju filmu i twórczą współpracę z operatorem”.
Has a “Pociąg do Hollywood” Radosław Piwowarski w jednym z wywiadów zapytany o to, kto odcisnął piętno na jego twórczości wymienił Wojciecha Jerzego Hasa. Warto w tym miejscu przytoczyć fragment tej rozmowy:
(…) Wojciech Jerzy Has, nie tylko wielki reżyser, ale i fantastyczny szef “Ronda”, do którego – po rozwiązaniu Zespołu “X” Andrzeja Wajdy – przyjął mnie z dobrodziejstwem inwentarza, choć ten inwentarz był wówczas niewielki. Has po przeczytaniu scenariusza czy obejrzeniu materiałów bezbłędnie wskazywał dwa-trzy miejsca, które trzeba poprawić, przestawić bądź usunąć, żeby zyskałana tym całość. Miał przy tym w sobie delikatność – nie mówił, jak on by dokonał tych poprawek, nie narzucał własnych pomysłów, tylko kierował się myślą autora, szanował jego koncepcję. Raz go nie posłuchałem i do dziś żałuję. Było tak: pokazałem Hasowi pierwszą, bardzo długą wersję Pociągu do Hollywood. Był poruszony, spodobała mu się, ale zaznaczył: “Zrobimy trzy małe cięcia i będzie świetnie”. Jednak najbliższy wolny termin, w którym mógłby dokonać tych cięć, miał dopiero za dwa tygodnie. Nie wytrzymałem i pod jego nieobecność sam niszczyłem sobie film. Pociągowi do Hollywood już nigdy nie udało się nadać kształtu, o jakim myślał Has, na pewno lepszego niż obecny”. [Yesterday. Z Radosławem Piwowarskim rozmawia Andrzej Bukowiecki, “Magazyn Filmowy” nr 36/sierpień 2014, s. 10